Cmentarz prawosławno-katolicki w Kamieńcu.
Wiele osób, które tu spoczywają, wniosło znaczący wkład w rozwój duchowy, kulturalny, społeczny i materialny naszego Kamieńca. Pod nagrobkami spoczywają szczątki kapłanów, lekarzy, farmaceutów, zamożnych właścicieli ziemi, bojowników z powojennymi bandytami, żołnierzy “Armii Krajowej”, uczestników powstania kalinowskiego i zwykłych ludzi. Gdzieś ukryte są pozostałości zakonników Zakonu Świętego Bartłomieja …
Prostokątny cmentarz został założony w połowie XIX wieku, bez żadnych podziałów rzędy. Jednak granica między częściami prawosławną a katolicką jest nadal widoczna – uważne spojrzenie z pewnością zauważy prawie zasypany rów, który dzieli niemal całe terytorium na pół.
W miejscu, gdzie wydeptano „szlak ludowy”, znajdowała się drewniana brama wejściowa. Przez ten szlak była przeprowadzona procesja pogrzebowa: z przodu znajdował się najstarszy człowiek niosący krzyż; za nim są ludzie z sztandarami i wieńcami; zatem nieśli „domowinu” (trumnę), a następnie bliscy krewni; a następnie według starszeństwa – im młodszy, tym bardziej od zmarłego. Po rytuałach pożegnalnych najważniejsze było przestrzeganie kilku ważnych zasad. Nic nie zabrać ze cmentarza, inaczej „w nocy pod oknami martwi będą wymagali swoje z powrotem.” I … jakoś była okazja zobaczyć sytuację, babcie zgromadziły się przy wyjściu z cmentarza i nie zamierzały wychodzić za bramę. Odważny człowiek w ich wieku podszedł do nich i rzucił się gniewnym głosem: „Co, stare, nie chcecie umierać?! Poszły won!” Okazuje się, że najstarsza osoba powinna jako pierwsza opuścić cmentarz! A babcie po prostu czekały, który z głupich i młodych prześlizgnie się szybciej niż one.
No co, wchodzimy? Bać się trzeba żywych, a nie zmarłych. Chodźmy. Oczywiście, pierwsze co się rzuca w oko – ogromne drewniane krzyże. Ponadto ich wysokość osiągnęła 4 metry i więcej. Na niektórych z nich trudno jest odczytać napisy. Jeszcze nie tak dawno przy wejściu można było zobaczyć powojenne nagrobki (zastąpione współczesnymi): niebieskie piramidy nad grobami radzieckich funkcjonariuszy policji, którzy zginęli w latach 1944–1946 w bitwach z uzbrojonymi bandytami w naszym regionie (O.A. Lipovik, M.S. Martinovich, V.I. Sidorov, D.M. Yavkhuto).
Dalej zwróćcie uwagę na kute krzyże, „wyrastające” z kamieni. To nasza atrakcja! Nie jest ich już aż tak wiele, ale każdy z nich jest wyjątkowy.
Idąc dalej w prawo od ścieżki, w pobliżu znajduje się cenotaf (symboliczny grób bez prochów zmarłego) Nikity Troichuk, grób jego siostry i ich rodziców. Tutaj i się zatrzymamy.
Historia ikonostasu Cerkwi Symeona
Na początku pięknego i wściekłego XX wieku aktywna młodzież z Kamienca szukała okazji, by „uciec” z gniazda rodowego jak najdalej. Daleko – to nie do Moskwy, ale za morzę: do USA, Brazylii, Argentyny, Kuby. Jakiegoś Nikitę Troichuku z Pruski (kilka kilometrów od Kamieńca) zaniosło do Stanów Zjednoczonych (Michigan). Dostał pracę w fabryce Henry’ego Forda. Kiedy rozpoczęła się pierwsza wojna światowa, zgłosił się na ochotnika (aby szybko dostać obywatelstwo amerykańskie?) do „lokalnego komisariatu wojennego” i został wysłany na front francuski w Europie (3. dywizja, 8 batalion z karabinem maszynowym, szeregowy). Miesiąc przed końcem wojny zmarł podczas nieudanej ofensywy wojsk alianckich Mozy i został pochowany na ziemi francuskiej.
W tym czasie rodzice Nikity (Feodosia Filippovna i Mitrofan Aleksandrovich) byli uchodźcami. Kiedy wrócili, dowiedzieli się o śmierci syna, a w 1920 r. ponownie tragedia – zmarła ich córka Anastasia (Nastasia).
Dzięki staraniom regenta Cerkwi Symeonvskiej Simeona Pavłovicha Kornelyuka rodzina Troichuków otrzymywała miesięczną emeryturę od rządu amerykańskiego za śmierć syna. Feodosia Filippovna postanowiła dać ofiarę cerkwi ku pamięci zmarłych dzieci. Zwróciła się do Symeona Pavlovicha z prośbą o pomoc w spełnieniu jej dobrych intencji. W tym czasie w cerkwi Symeonovskiej stał tymczasowy ikonostas, który został zbudowany z nieokrzesanej brzozy na czas drugiej konsekracji świątyni.
Tymczasem w połowie lat dwudziestych w Polsce nastąpiła fala zamykania i niszczenia cerkwi. Okazało się, że bez trudności można było kupić sprzęt dla naszej prawie pustej cerkwi. Symeon Pavlovich wiedział o tym i dzięki swoim talentom organizacyjnym udało mu się z sukcesem zorganizować zakup nowego ikonostasu wykonanego z dębu bagiennego, który był przechowywany w rosyjskim gimnazjum w Warszawie. W 1928 r. wszystkie nabytki zostały załadowane w wagony i wysłane do Żabinki, a stamtąd chłopi przewieźli furmankami do Kamieńca. I do dziś ten wspaniały dębowy ikonostas zdobi perłę naszego miasta.
Katolicki cmentarz w Kamieńcu
Z miejsca spoczynku Państwa Troichukow powoli ruszamy się ścieżką przechodząc między grobami, pokrytymi „barwinkiem” (piękną rośliną pełzającą, charakterystyczną dla cmentarzy, tworzącą na wiosnę duże kwitnące polany), można zobaczyć miejsca spoczynku wielu rdzennych mieszkańców, których nazwiska znane są wszystkim lub już zapomniane. Wciąż pozostaje wiele do zrobienia, aby powrócić z zapomnienia do ich czynów.
Rozwidlenie (w lewo – wyjście do szpitala), a my skręcamy w prawo, aby przejść do katolickiej części nekropolii. Tutaj zobaczymy bardziej wyrafinowane rzeźby i monumentalne budowle. Na wielu nagrobkach w ustronnych miejscach ukryte są metki producenta (imię, nazwisko i miasto produkcji). Kompozycje zostały wykonane z piaskowca i granitu, które nie były charakterystyczne dla naszych miejsc. Najwyraźniej możliwości finansowe pozwoliły na taki luksus. Zwróćcie uwagę na ścięte granitowe drzewa z obciętymi gałęziami – symbol tego, że rod został ukończony na tej osobie. Złamana tarcza ma to samo znaczenie.
Jedynym budynkiem na całym terytorium jest ceglana kapliczka. Zakonnicy zakonu Bartłomieja, zwani „komunistami”, zostali w nim pochowani ze względu na formę prowadzenia ich życia gospodarczego. Poświęcony pamięci męczenników XX wieku. Według wspomnień miejscowego mieszkańca Vladyslava Senkievicha, podziemie kaplicy składało się z dwóch części: zawierało otwarte trumny zakonników. Cała wojnę kaplica wytrzymała, a po jej zakończeniu mieszkańcy zaczęli ją rozbierać na potrzeby gospodarstwa domowego. Jaki jest los szczątków, nie wiadomo.
Niedaleko wznosi się nagrobek podpułkownika Pavla Gofmejstera. Kto to? – Niemiecki protestant z Saksonii, służył jako szef policji w Simbirsku nad Volgą. W 1831 r. Przeprowadził się wraz z rodziną do Shestakova. Był ojcem bardziej znanego Apollinariusa Gofmejstera (1825–1890) – przywódcy białoruskiego ruchu rewolucyjnego, jednego z przywódców powstania narodowo-wyzwoleńczego K. Kalinowskiego w latach 1863–1864. Od dzieciństwa Apollinaris przyjaźnił się z naszym słynnym rodakiem z Shestakova Romualdem Trauguttem. Podczas powstania był cywilnym dowódcą powiatu brzeskiego, a także utworzył duży oddział rebeliantów w Kobrynie, którym i zarządzał Traugut. Po powstaniu został zesłany na Syberię na czas nieokreślony.
Dzięki staraniom ambasady austriackiej został zwolniony bez prawa powrotu do imperium rosyjskiego. Zmarł i pochowany na cmentarzu Rakovitsky w Krakowie.
Nadzwyczajny, ale bardzo wyrafinowany nadgrobek Vitolda Buhoveckego – posiadacza Orderu Świętego Stanisława, który został przyznany urzędnikom Imperium Rosyjskiego. Bliżej wyjścia, jeżeli się postarać, znajdziemy grób Stanislava Sniezhko, weterana powstania z 1863 r. W głębi, bliżej domów mieszkalnych wzdłuż ogrodzenia, znajduje się grób, ogrodzony niskimi betonowymi kolumnami z łańcuchem. Oto szczątki polskich żołnierzy poległych podczas wojny radziecko-polskiej w 1920 r. Pionowa płyta z czarnego granitu, która zawsze przyciąga wzrok wszystkich przechodzących ulicą Proletarskiej, jest miejscem, gdzie pochowany Piotr Ossovski – ojca Jana Ossovskiego, właściciela apteki z kolumnami w centrum starego miasta.
Oczywiście to miasto zmarłych wymaga dokładniejszych badań, ale jak na razie do wyjścia …
Понравилось? Поделись!